— Już.
Pan Onufry wyjął z kieszeni pięciorublówkę.
— Idź z tem natychmiast do telegrafu i wyślij. Potem wracaj do siebie i czekaj odpowiedzi. Po odebraniu przynoś ją zaraz do mnie. Jeszcze dziś wieczorem albo jutro rano.. to będzie zależało od otrzymania odpowiedzi... wyjedziesz.
— Daleko?
— Nie. Do Piotrkowa i Częstochowy.
Robak się skrzywił.
— Nie podoba ci się?
— Nie, tylko widzisz, to moje strony.
— Głupstwo! Nikt cię nie pozna... O to się nie obawiaj.
Robak machnął ręką.
— A więc jedziesz? — pytał b. komornik.
— Jadę... Co robić...
— Trzeba tam będzie przeprowadzić małe śledztwo. Wrócisz za kilka dni. To początek gry...
Robak, nie mówiąc ani słowa, podniósł się i skierował ku wyjściu. We drzwiach zatrzymał się i odwrócił do pana Onufrego. Na jego wązkich wargach igrał sarkastyczny uśmiech. Patrzył b. komornikowi prosto w oczy.
— Słuchaj stary... nie jestem ciekawy... ale powiedz. Naciągasz tamtego, czy na prawdę znalazłeś?
— Znalazłem.
Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.