Robak spoglądał jeszcze w oczy p. Onufremu, jak gdyby chcąc się przekonać, czy nie kłamie. Badanie to musiało dać rezultat zadawalniający.
— Zuch z ciebie — rzekł krótko i wyszedł.
Pan Onufry usiadł teraz do biurka. Zaczął pisać. Pisał szybko na maleńkich kartkach, darł je, przekreślał, poprawiał, napisane odczytywał półgłosem i znów darł i poprawiał. W kilka godzin dopiero bruljon długiego listu był gotowy.
W tej chwili stara służąca przyszła powiedzieć, że obiad na stole.
Po obiedzie pan Onufry wziął się do kopjowania listu na czysto. Była to dość szczególna manipulacja. Były komornik wydobył z jednej z szuflad biurka kilka kawałków tektury tej wielkości, co stronnica papieru listowego. Każdy z tych kawałków nosił numer, a nadto był wycięty w różne oryginalne zygzaki i figury, przypominając patrony deseni, używanych przez malarzy pokojowych lub przez szwaczki do znaczenia liter na płótnie. Pan Onufry przykładał kawałki tektury kolejno do stronnic papieru i sztychował swój list na papierze przez otwory w tekturze.
Po ukończeniu tej pracy nastąpiła nowa. Papier pokryty w ten sposób pismem, przedstawiał szerokie luki, które należało wypełnić. Tę ostatnią robotę pan Onufry uskutecznił z filuternym uśmiechem, namyślając się od czasu do czasu nad wyrazem lub frazesem, którym należało powiązać dwa słowa lub zdania.
Mruknął pod nosem, kończąc:
Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.