Na listy odpowiadał listami, na depesze — depeszami.
Kilkakroć wychodził na miasto. Resztę czasu przepędzał przy biurku i przy szafach, przebierając papiery, układając i klasyfikując. Zbierał jakieś świstki, porządkował je, a nad niejednym z nich długo siedział zadumany.
Siódmego dnia rano odebrał telegram Robaka, zawiadamiający o przybyciu z podróży.
Przez dzień cały p. Onufry był nieco niespokojny. Po południu wybiegł jeszcze na chwilkę na Niecałą do biura posłańców, a następnie wrócił do siebie i oczekiwał. O ósmej wieczorem przed kamienicą zatrzymała się dorożka.
W trzy minuty potem stara służąca wprowadziła do gabinetu Robaka, zakurzonego i trzymającego w ręku niewielki węzełek, złożony z parasola i pledu.
— A... jesteś wreszcie! — wołał na jego spotkanie były komornik.
Na brzydkiej, orygilnej twarzy Robaka jaśniało zadowolenie.
— Jestem — rzekł krótko.
— Co przywozisz?..
— Prawie wszystko. Zresztą domyślałeś się chyba tego z moich telegramów.
Pan Onufry usadowił Robaka, który, nie czekając na pytające wejrzenie gospodarza, odłożył na bok węzełek i niezwłocznie wydobył z kieszeni jakieś ćwiartki papieru.
— Oto raport...
— Jak to raport?..
Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.