— Powiedz mi jednak — rzekł — jaki ostateczny rezultat?.. Rozumiesz, że jestem nieco ciekawy.
— Zadawalniający — odrzekł krótko Robak.
— Jakto?
— O tyle, że twoja hypoteza, twoje przypuszczenie mniej więcej uważać można za stwierdzone...
— No?
— Rzecz prosta, że ślady z przed lat prawie dwudziestu odkryć niezmiernie trudno... Jeszcze u nas!.. I idzie o ową fatalną epokę, kiedy wszyscy potracili rozum... Ale od czegóż głowa na karku? Rozumiesz?..
— Rozumiem... rozumiem... — powtarzał z gorączką p. Onufry. — Co dalej?
— Dość, że odkryłem ślad kobiety, prawdopodobnie warjatki, która zostawiła przed 17 laty małą dziewczynkę w hotelu w Częstochowie... Jak przypuszczałeś dziecko zostało właśnie wychowanką właścicielki hotelu p. Lipińskiej... Odkryłem również całą jej marszrutę... Włóczyła się, jak opętana, po tamtych okolicach, z dzieckiem, a potem bez dziecka. Była w Zawierciu, Sosnowcu, Piotrkowie...
Panu Onufremu zaparł się mimowoli oddech.
— W Piotrkowie? — pytał. — I stawała w hotelu?..
— Stawała.
— Ach!..
— W jakim?
— Pod koronami.
Przez chwilę panowało milczenie.
Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.