— Tymczasem domyślałem się tego pokrewieństwa. Teraz mam pewność. Domyśleć się zresztą nietrudno — gdy ją zobaczysz, przekonasz się, że do niego podobna jak dwie krople wody...
Robak cmoknął.
— Musi być ładna.
— Zobaczysz...
Pan Onufry spoglądał z szyderczym uśmiechem na Robaka.
— I jeśli ci się spodoba, będziesz ją miał... Chcę ci to właśnie zaproponować. Wiem, żeś zawsze kobieciarz...
W oczach Robaka zapalił się jakiś przelotny ogień. Na twarzy miał w tej chwili wstrętny wyraz. Spuścił głowę.
— Nie kpij — rzekł.
— Nie kpię...
Pan Onufry podał Robakowi leżący na biurku list.
— Czytaj...
Robak wziął papier i rzucił okiem na podpis.
— Ach, od „Sępa“ — rzucił uwagę.
Zagłębił się w list. Po chwili podniósł głowę.
— Przyznam ci się, że nic nie rozumiem...
— W samej rzeczy! — wołał już p. Onufry, śmiejąc się. To moja wina. Dałem ci do czytania bez klucza.
Wyciągnął z szuflady rodzaj patronu czy formy papierowej, przy pomocy której przed kilku dniami pisał list, podał go Robakowi i rzekł:
— Przyłóż to do papieru i teraz czytaj...
Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/170
Ta strona została uwierzytelniona.