Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

Adwokat spojrzał. Na twarzy jego wybiło się żywe wzruszenie... Koperta zdawała mu się, jak dwie krople wody podobna do tej, która przed tygodniem znalazł na ziemi w „Złotej loży“ Ludek Solski, gdy razem wychodzili z knajpy... Adwokat wkrótce zdołał opanować swe wzruszenie. Mówił sam sobie bardzo rozsądnie, że takie podobieństwo ustanowić nader trudno, że zresztą jest zdenerwowany tem wszystkiem i wiele rzeczy bierze do serca.
— Złudzenie! — rzekł sam do siebie.
Należało jednak zobaczyć, co zawiera koperta.
Podniósł ją do oczu i zaczął się przyglądać charakterowi pisma na adresie... Stanowczo! To pismo jest jednak niezmiernie podobne do pisma na kopercie owego dziwnego listu, który odebrał przed tygodniem. Gorączkowym ruchem otworzył kopertę. Wewnątrz znajdowała się storublówka i więcej nic... Ani słówka, tylko ćwiartka białego papieru, którą owinięty był banknot. „Julek“ spoglądał zdumiony na Władkę.
— I więcej nic? — pytał.
— Nic...
— Co to może znaczyć?.. Jak pani sądzi?
Władka rozłożyła ręce.
— Nie wiem — rzekła.
W samej rzeczy fakt był zastanawiający. Sto rubli, pieniądze dość stosunkowa znaczne, przysłane przez niewiadomą osobę.. Z jakiej racyi, dla czego?
Adwokat pytał dalej dziewczyny.
— Kto przyniósł list?..