Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.

Dziewczyna spoglądała ciągle na „Julka“ pytająco.
— Ja... nie rozumiem... nic nie rozumiem... wyszeptała wreszcie.
— W tej chwili pani wytłumaczę — odrzekł „Julek“. Ten list i ta storublówka pochodzi zapewne od zabójcy...
— Od zabójcy?
— Lub od kogoś, kto posiada klucz od zagadki, jaką przedstawia zbrodnia...
— I jaki powód, jaką racyę miałby wysyłać podobny list ten ktoś?
„Julek“ uśmiechnął się ironicznie.
— O... ten ktoś nie jest widocznie pospolitym zbrodniarzem... ma sumienie. Przynajmniej to sumienie budzi się nim od czasu do czasu...
Władka spoglądała na adwokata pytająco.
Ten ostatni ciągnął dalej:
— Ostatni raz to delikatne sumienie obudziło się w nim wtedy, kiedy skazał tego biedaka Stefana. Na trzeci dzień po sprawie przysłał mi list, który tu leży...
Podał Władce otrzymaną przed tygodniem kopertę z kartką pokrytą drukowanemi literami... Dziewczyna przeczytała.
— Rozumie pani teraz? — pytał „Julek“. Tym listem chciał mi dodać odwagi do walki o niewinność mego klijenta. Myślał, że zrzuci z siebie odpowiedzialność... W tydzień przysyła pani bezimiennie sto rubli. Widocznie chciał temi pieniędzmi zapłacić wstyd i hańbę pani i rozpacz po stracie „jego“.