Na pytające jego spojrzenia „Julek“ odpowiadał wzrokiem:
— Potem, potem...
Wreszcie dr. Zerman musiał wracać do pacjentów, pozostawionych u siebie w środku przyjęcia.
W półgodziny potem, gdy pierwsze wzruszenie przeszło, a Władka ciągle czuwała w saloniku przy osłabionej Jadzi, w gabinecie „Julek“ spowiadał tymczasem Ludka Solskiego.
Oto w streszczeniu opowiadanie tego ostatniego:
Wspominał już wówczas w nocy adwokatowi, że jest zakochany. Tak jest! Kochał ją całem sercem... Rozważywszy wszystkie pro i contra postanowił ostatecznie wziąć ją za żonę. Należało raz skończyć z życiem kawalerskiem... Nigdy w życiu nie znajdzie lepszej żony!
Owej nocy chciał wszystko powiedzieć „Julkowi“. Rozmowa się nie kleiła.
Jakkolwiekbądź, już przed dwoma dniami wyznał jej samej swą miłość i zaręczyli się między sobą... są już narzeczonymi.
Ludek pokazał adwokatowi maleńki pierścionek pensjonarski z turkusikiem.
— To od niej! — rzekł.
Związkowi ich nie mogło nic stanąć na przeszkodzie. Ona była sierotą i to podwójnie, najpierw po własnych rodzicach, których nigdy nie znała, powtóre po przybranej matce, która umarła przed dwoma laty. Posiadała więc niezależność. Kochała go... Był tego pewny; powiedziała mu to sama.
Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/190
Ta strona została uwierzytelniona.