Gdzie umieścić do tego czasu Jadzię, ażeby znajdowała się w bezpieczeństwie i po za obrębem plotki?
To pytanie odrazu postawił „Julek“. — Zapytał on najpierw Solskiego, czy on sam w sferze znajomości mieszczańskich nie posiada domu familijnego, wreszcie jakiejś kobiety starszej, któraby chciała przyjąć do siebie Jadzię?.. Ludek nie znał nikogo. Stosunki jego były nader ograniczone w tej sferze, wreszcie wszędzie, gdzieby się zwrócił, mogłaby go spotkać odmowa ze względu na zajście na pensji i na to, że opinja z góry musiała potępiać Jadzię, a być usposobioną na korzyść przełożonej, posiadającej za sobą całą szanowną przeszłość... W tem samem położeniu był i „Julek“ odnośnie do swych znajomych.
Ostatecznie adwokat zaproponował, ażeby uciec się do pośrednictwa Władki. Solski z początku głośno protestował, ale gdy mu „Julek“ gorącemi słowy opowiedział historję dziewczyny, zarysował jej charakter i w paru słowach skreślił obecne położenie sprawy, wreszcie wykazał, że nie mają wyboru, musiał się zgodzić.
Wówczas poprosili do gabinetu Władkę.
W paru słowach ofiarowała im serdeczną ze swej strony pomoc. Mówiła:
— Niech mi panowie wierzą, że podobieństwo panny Jadwigi do „niego“ wystarczyło, ażeby mnie na zawsze do niej przywiązać... Dość spojrzeć w jej błękitne oczy, ażeby ją dla niej samej pokochać...
Te proste słowa przebojem zdobyły dla dziewczyny życzliwość Ludka Solskiego.
Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/211
Ta strona została uwierzytelniona.