3-ą a 5-ą po południu. Miał za to przysłać kwiatów, książek i materjałów do kobiecych robótek. Władka miała odwiedzać Jadzię, o ile jej czas wystarczy, w każdym razie prosiła, ażeby ją wzywano, gdy będzie potrzebną. W ogóle starała się jaknajmniej narzucać ze sobą.
O drugiej goście wyszli.
W godzinę potem posłaniec przyniósł książki wybrane w jednej z czytelni. W dwie godziny któryś z ogrodników przysłał kilkanaście doniczek kwiecia... To też Jadzia nie nudziła się zbytecznie. Czytała, krzątała się około swego małego gospodarstwa, rozmawiała ze swą gospodynią, najpoczciwszą w świecie kobietą.
Tak zeszło do wieczora. Było po dziewiątej. W maglach ruch ustał. Stara Jóźwikowa zamknęła swój warsztat i zaprosiła Jadzię na herbatę. Siedziały właśnie przy stole, rozmawiając, gdy ktoś zastukał do drzwi.
Maglarka podniosła się z miejsca.
— A to kto znowu? — zawołała. — To chyba do panienki.... Do mnie już chyba niktby tak późno nie przyszedł...
Pobiegła do drzwi i otworzyła je z klucza.
Na kurytarzu w mdłem oświetleniu lampki ukazała się jakaś ciemna, wysoka postać.
— Posłaniec... — zrobiła uwagę stara kobieta.
W tej chwili z głębi odezwał się ochrypły głos:
— Czy tu panna Jadwiga Lipińska?..
— Tu... Albo co?
— List... i ma być odpowiedź.
Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/214
Ta strona została uwierzytelniona.