Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/245

Ta strona została uwierzytelniona.

„Julek“ zwrócił się do Tomasza:
— Herbaty i papierosów!
Za chwilę adwokat pytał „Frygi“:
— Założyłbym się, że pan, panie Józefie, prosto z kolei?..
B. agent policyjny uśmiechnął się.
— Wygrałby pan mecenas — a po chwili dodał:
— Wybaczy pan mecenas, inaczej się nie postępuje ze swym dobroczyńcą, szczególniej, gdy pragnęłoby się go zobaczyć jak najprędzej...
Adwokat protestował gestem.
Przez chwilę panowało milczenie. Przerwał je „Fryga“. Rzekł:
— No, panie mecenasie, interes zdaje się być pilny... Możebyśmy przystąpili do rzeczy?
Adwokat mimowoli uśmiechnął się. Zauważył:
— W gorącej wodzie pana kąpali.
Po chwili ciągnął.
— Ma się rozumieć, nie domyślasz się pan nawet, po co pana wezwałem!..
Teraz na „Frygę“ przyszła kolej uśmiechnąć się.
— Przeciwnie — rzekł — nietylko domyślam się... ale więcej nawet; wprost mogę powiedzieć, że.. wiem po co?
— Żartujesz pan!
Po wązkich wargach „Frygi“ błądził filuterny uśmiech.
— A oto i dowód — dorzucił. — Nieprawda, że idzie o sprawę Stefana Polnera?
„Julek“ aż się schwycił za głowę.