— Człowieku! — zawołał — zkąd możesz to wiedzieć? Nie pisałem ci o tem ani słowa...
— Nie.
— A więc zkąd wiesz?
— To moja tajemnica...
„Fryga“ pocierał sobie energicznie nos, co w jego języku mimicznym oznaczało wysoki stopień zadowolenia.
— I nawet przewidując, że trzeba będzie przeprowadzić małe śledztwo, jak się patrzy... w rodzaju tego w sprawie Ejtelesów... odrazu poprosiłem dyrektora o urlop na trzy tygodnie. O! niech pan mecenas będzie spokojny, urlop należał mi się oddawna... Już z rok, jak obiecałem mojej babie i malcowi, że ich zawiozę na pewien czas do Warszawy...
— A więc pan jesteś z żoną?
— Z żoną i dzieciakiem. Baba pojechała do hotelu, ja przybiegłem do pana mecenasa.
Gdy „Fryga“ wymawiał słowa „z żoną i dzieciakiem“ spuścił oczy na dół. Głos jego brzmiał tajnym smutkiem.
Adwokat mimowoli wyciągnął doń rękę.
— Dziękuję, serdecznie dziękuję — mówił. — Robisz pan sobie na pierwsze moje wezwanie tyle kłopotu. No, ale-ć niema tego złego, coby nie wyszło na dobre!... Będę mógł przynajmniej zobaczyć pańską żonę i małego Stacha...
— Pan mecenas pamięta imię mego malca?..
„Fryga“ był widocznie wzruszony.
— Jeszczeby nie...
Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/246
Ta strona została uwierzytelniona.