Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/247

Ta strona została uwierzytelniona.

Milczenie, które znów nastąpiło, przerwał były ajent.
— No, panie mecenasie — zapytał — a robota?
— Prawda... robota...
— Możebyśmy zaczęli...
— Zgoda. Ostatecznie, co pan wiesz w sprawie?
— Wiele i nic... Najlepiej niech pan mecenas opowie mi wszystko od początku do końca.
„Julek“ skinął głową na znak zgody.
Wyjął z biurka różne papiery, notatki i akta i rozpoczął opowiadanie. Przedtem jeszcze „Fryga“ rzucił mu uwagę:
— Jedno słowo, panie mecenasie. Sprawozdanie ze sprawy we wszystkich prawie gazetach czytałem. Szczegółów tego rodzaju, znanych powszechnie, może pan mecenas sobie oszczędzić...
„Julek“ znów skinął głową.
Opowiadanie jego odznaczało się treściwością. Szkicował wielkiemi linjami. Wykazywał pro i contra. Czytał wyciągi z akt i ustępy z motywów wyroku, wreszcie główniejsze urywki ze swej apelacyi. Zestawiał i krytykował, przytaczał osobiste swe wrażenia i poglądy, wreszcie fakta ostatnich dni. Wiązał sprawę Stefana Polnera z prześladowaniem Jadzi Lipińskiej. Była to razem obrona nieszczęśliwego jego klijenta i streszczenie sprawy, takie, jakie powinienby czynić przewodniczący przysięgłych...
Po ruchliwej twarzy „Frygi“ przechodziły setki wrażeń.