Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

Trudno powiedzieć, kto w tej chwili był bledszym z dwóch ludzi, stojących jeden w obec drugiego z wyrazem śmiertelnej nienawiści w oczach... Pierwszym zamiarem uderzonego było rzucić się na uderzającego... Ale ten pierwszy, mimowolny popęd został powściągnięty... Obelga, zapalając w sercu Gustawa wszystkie Furje, zostawiła mu jednak zimną zdolność rozumowania. Za drzwiami słychać było gwar głosów; lada chwila mogli nadejść obcy...
Gustaw rozumował. Jakkolwiekbądź, należało uniknąć skandalu. Przyznawał, że był winien. Lekarz nadużył swego położenia. Każdy z tych ognistych pocałunków, któremi przed chwilą obsypywał jej ramiona i twarz, był hańbą dla jego powołania i dotkliwą obelgą dla niej!.. Tak osądzi świat. Świat nie powinien się o tem dowiedzieć. Od tego zależy jego przyszłość. Znajduje się w teatrze narzeczona i jej matka. Jeśli cokolwiek wyjdzie z tego pokoiku na zewnątrz, jego plany zniweczone na zawsze, małżeństwo rozbite...
Gustaw gryzł wargi do krwi...
Przez jego żyły przebiegało szaleństwo zemsty. Miał niepowstrzymaną żądzę rzucić się na tamtego drugiego, mimowoli rwał się, ażeby odpowiedzieć uderzeniem za uderzenie, czuł, że byłby wstanie walczyć z nim, jak dzikie zwierzę, rwać jego czoło pazurami i zębami. W następnym ułamku sekundy przyszła mu myśl o pojedynku. Gustaw nie był tchórzem i chętnie naraziłby swoje życie, ażeby módz trzymać choć przez sekundę życie tamtego na końcu swej lufy. Rozwaga mówiła mu: niepodobna.