Tu i ówdzie pod stołami leżą bardziej pijani. Po paru godzinach, gdy opar pijaństwa przejdzie, podniosą się, wygramolą na ławę i, jeśli znajdą jeszcze w kieszeni choć trochę pieniędzy, będą znów pili aż do utracenia przytomności... I tak — bez końca...
Ten widok miał w sobie nieskończoną grozę tragiczną. Zdawało się, że to jeden jeszcze z kręgów dantejskiego piekła. Ten półmrok, ta nieruchomość ponurych postaci w łachmanach, to milczenie, przerywane od czasu do czasu szeptem: „pić“ — rozstrajał nerwy. Ostatni stopień upadku i zbydlęcenia!..
Czyją własnością była ta jedyna w swoim rodzaju knajpa?
Różnie o tem mówiono: Jawną gospodynią była już oddawna „Matka Gilotyna“. Wychowała się i zestarzała tutaj, pośród tej atmosfery wyziewów spirytusu i oddechów zbrodni. Jako bardzo młoda dziewczyna, usługiwała tu przed laty kilkudziesięciu... Większość gości uważała ją za właścicielkę „Czarnego domu“.
Ale bliżej poinformowani twierdzili, iż właściwie „Matka Gilotyna“ jest tylko zarządzającą. Knajpa zaś miała należeć do — „Sępa“.