Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/299

Ta strona została uwierzytelniona.

— A, niech cię nie znam... — zawołał mimowoli. Co za myśl!..
— Niezła?
— Pyszna...
— I zrobisz?
— Bezwarunkowo...
— Za papiery, jeśli będą co warte, a warte być muszą, dostaniesz zaraz trzy tysiące rubelków...
— Zgoda.
— A potem udział w zysku.
— Idzie... A teraz zmykaj czemprędzej, mój stary, bo się spóźnię do Pruszkowa.
Pan Onufry zabierał się do wychodzenia. We drzwiach zatrzymał się.
Wyjął kartkę papieru i ołówek. Napisał parę słów i kartkę podał Robakowi.
— Jutro rano wyślesz mi z Berlina telegram o twem przybyciu. To mnie uspokoi...
Robak spoglądał na byłego komornika zdziwiony.
— Nie obawiasz się kompromitacji?
Pan Onufry uśmiechnął się złośliwie:
— Zobacz adres.
Z kolei Robak się roześmiał.
— A... Widzę, że odzyskujesz twą zimną krew. Z początku myślałem, że stchórzyłeś...
Pan Onufry raz jeszcze skinął Robakowi głową i wyszedł.