W izbie ciągle nie było nikogo.
Usługujący chłopiec, który z początku dawał nań oko z drugiego pokoju, wreszcie, widząc tę nieruchomość gościa oddalił się do bufetu.
Na to tylko czekał Robak.
Powoli przesunął się do drzwi... Rzucił jeszcze raz okiem po za siebie. Nikt nie nadchodził... Robak szybko się załatwił z robotą. W ręku trzymał woskowy odcisk zamku.
W kwadrans wychodził ze szynku, a w półgodziny znajdował się już w warsztacie ślusarza znanego wszystkim złodziejom w okolicy, którego specjalnością był wyrób wytrychów...
Znów upłynęło kilka dni.
Robak był teraz codzień stałym gościem knajpy. Przychodził tam codzień wieczorem około ósmej i przesiadywał do późna w noc. Zajmował stałe miejsce w ostatniej izbie niedaleko małych drzwiczek...
Siedział, nie mówiąc ani słowa, oparłszy twarz na dłoniach. Pił dużo... Raz czy dwa razy pijany zwalił się z krzesła pod stół; następnie znów się podnosił. Zresztą może udawał tylko pijanego...