cze, haczyki, wytrychy, kółka, pilniczki... Nie spiesząc się, powoli przystąpił do otwierania wszystkich bez wyjątku szuflad i szufladek biurka. Robił to z zupełnie zimną krwią, bez najmniejszej gorączki. Do szuflad nie zaglądał... Był cały zajęty otwieraniem.
Skończył wreszcie.
Przeszukał jeszcze biurko, ażeby się przekonać, czy nie zawiera ono jakiej skrytki. Następnie obejrzał się po pokoju, w głębi na stoliku stała nie wielka żelazna szkatułka, a obok znajdowała się szafa. Robak z zupełnym spokojem przystąpił do otwarcia i tych zamków. Najwięcej pracy wymagała szkatułka; w kwadrans i ona jednak została otwartą.
— Uf!.. — mruknął Robak, obcierając pot z czoła — zmęczyłem się.
Odsapnął głośno.
— Napiłbym się czego... W gardle mi zaschło.
Roześmiał się po cichu i mówił sam do siebie:
— Wiesz, Robaczku, że zaczynasz być wprost niemożebny... Chciałbyś ze sobą na grandę cały bufet wozić!.. Do roboty.
Po tej apostrofie, rzeczywiście wziął się do dalszej „roboty“.
Najpierw przejrzał uważnie zawartość szafy. Nie było tu zresztą nic ciekawego. Szafa mieściła oryginalną kolekcję garderoby: bluzy, płaszcze, czapki i kapelusze różnej formy i barwy. Po za tem — nic. Szkatułka była daleko ciekawsza. Zawierała ona szeregi złotych i srebrnych monet, oraz paczki banknotów.
Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/312
Ta strona została uwierzytelniona.