mnienie owej strasznej nocy i spełnionej wówczas zbrodni, przejęły go zabobonnym strachem... Oczekiwał, że lada chwila ukaże się blada postać starego szewca z zakrwawioną skronią!
Chciał posunąć się naprzód i rzucić na widmo. Nie mógł.
Próbował coś bełkotać...
Nie był w stanie.
Nagle poczuł szaloną, niepohamowaną chęć do ucieczki. Trząsł się ze strachu. Coś go pchało w stronę drzwi.
Z jego drżących dłoni z łoskotem wypadły na podłogę rewolwer i żelazny bokser.
On sam, nie myśląc o niebezpieczeństwie nie pomnąc na nic, jak szalony, rzucił się na schody...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
W jaki sposób wydostał się na ulicę?
Sam nie wiedział. Dość, że w godzinę, jak gdyby gnany przez wszystkie Furje, wracał do siebie do domu.
Nazajutrz o szóstej rano wyjeżdżał z Paryża.