Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/332

Ta strona została uwierzytelniona.

Ztąd prosty wniosek, że nie Robak przyszedł szukać szewca, tylko szewc Robaka... Czy tak?
— Ależ tak... tak... jak Boga jedynego kocham!
— Co ztąd należałoby wywnioskować? Czy że szewc był napastnikiem? Że Robak i kobieta zabili go broniąc się?..
— Tak by wypadało — rzekł nieśmiało „Wicherek“.
— Otóż znowu się mylisz...
Biedny ajent policyjny już nie wiedział teraz, co myśleć.
— Przedewszystkiem między szewcem, a parą, znajdującą się w izbie Robaka, nie było żadnej walki. Szewc padł od jednego uderzenia w skroń... Tak piszą gazety... Czy to prawda?
— Prawda.
— I padł bodaj w chwili wejścia do pokoju.
„Wicherek coś kombinował.
— Ależ w takim razie... zkąd nieład w pokoju? Dla czego ślady walki? — pytał nieśmiało.
— Słusznie stawiasz to pytanie. Ono nas wprowadzi na właściwą drogę. Walka w izbie Robaka toczyła się niewątpliwie. Dowodzi tego nieład, świeca porzucona na ziemi, nawet ślady krwi na ścianie i najbardziej roztrzaskane butelki, leżące na podłodze... Tej walki nie toczył szewc, którego zabito od jednego uderzenia młotka. A więc...
— A więc?.. — powtórzył, jak echo, „Wicherek“.
— Jeszcze się nie domyśliłeś?.. Mój kochany Wicherku, zaczynasz mi tępieć.