— Byłem.
— I jeśli wolno zapytać jakie są wiadomości?
— Niezbyt pocieszające...
— A mianowicie?
— Że w spisach biura żadnego posłańca o nazwisku Robaka niema...
„Fryga“ opuścił ręce zniechęcony.
„Julek“ chciał już wychodzić, ale były ajent policyjny go zatrzymał.
— Przepraszam pana za natręctwo... bardzo przepraszam. Jeszcze jedno maleńkie słówko...
Adwokat pytał wzrokiem.
— Czy pan mecenas nie był przypadkiem łaskaw, jak prosiłem, dowiedzieć się nazwisk i adresów posłańców, ostatniemi czasy przyjętych do biura?
— Ach, właśnie, zrobiłem to...
„Julek” zaczął czegoś szukać po kieszeniach.
— Nie wiele się pan z tego dowiesz panie Józefie — mówił. — W ciągu ostatniego miesiąca przyjęli tylko jednego posłańca...
— Jednego?
„Julek” znalazł w którejś kieszeni kartkę, o którą mu chodziło. Zbliżył ją do oczu.
— Nazwisko posłańca: Wurm. Mieszka gdzieś na Woli... Gdzie? dokładnie nie wiedzą.
— A...
Adwokat oddał kartkę „Frydze.”
— Zdaje się to być jakieś nic nieznaczące indywiduum — dorzucił. — A co najzabawniejsze.
— Jeśli pan mecenas łaskaw, co?...
Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/339
Ta strona została uwierzytelniona.