— Co mu jest? — pytał adwokat.
— Nic!... zabija go wyczerpanie sił fizycznych i moralnych... rozpacz...
„Julek“ załamał ręce.
Tymczasem „Fryga,“ do którego adwakat miał już teraz w głębi serca cokolwiek żalu, bynajmniej nie próżnował.
Widząc, że zabiera się na dłuższy pobyt w Warszawie, w parę dni przeprowadził się z Karolcią i małym Stachem do prywatnego mieszkania, odnajętego od znajomych, aż na Mokotowskiej, ale w domu bywał rzadko, Karolcia mogłaby się stać zazdrosną, gdyby nie znała dokładnie wszelkich jego planów, i gdyby w chwilach, gdy nareszcie przybywał do domu nie miewał z nią długich konferencji...
Przedmiotem narad była widocznie wyprawa.
I „Fryga“ nie był również zadowolony z postępków, które robiło prowadzone przezeń śledztwo. — Zakłopotany, przedstawiając Karolci jakieś nowe kombinacje, tarł sobie niemiłosiernie nos, i targał małe wąsiki, aż żona śmiała się zeń, mówiąc:
— Ej, Józku, bo mi zbrzydniesz i kochać cię przestanę!...
Na tę groźbę „Fryga“ uśmiechał się tylko.
W połowie drugiego tygodnia, pewnego popołudnia, przybiegł do Karolci zdyszany. Z twarzy biło mu uradowanie.
— Co takiego? — pytała Karolcia już z progu.
— Wiadomości...
Skinął jej tajemniczo i weszli do sypialni. Ponie-
Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/346
Ta strona została uwierzytelniona.