ofiarności kapłana, garnąć się całemi siłami do nauki... Od tego czasu, przez półtora roku, pomimo nalegań ks. Andrzeja, nie wybrał żadnego zawodu, nie wziął się do żadnej pracy. Był pasorzytem, jadł darmo chleb swego opiekuna.
Prokurator, człowiek jeszcze młody, o postaci pełnej energii, wyglądał w tej chwili imponująco. Zdawał się być urzeczywistnieniem idei karzącej sprawiedliwości. Oczy całej sali były nań skierowane.
— To jeszcze nie wszystko — ciągnął dalej, obrzuciwszy obecnych wzrokiem — sąd widział przed chwilą świadka, którego wezwano do sprawy dla udowodnienia mniemanego alibi oskarżonego.
Jest to kobieta młoda, której przypadek dał powierzchowność ujmującą po to tylko, ażeby ją tem bardziej zbrukała... Sąd słyszał jej zeznanie i oceni je. Twierdzenie jej, uderzające przykrym cynizmem, jakoby oskarżony przepędził w jej towarzystwie noc, podczas której popełniono zbrodnię, nie zaważy na szali sprawiedliwości i nie uchroni winnego od zasłużonej kary. Ale to zeznanie uczy nas, jakie były stosunki osiemnastoletniego chłopca z tą kobietą, kelnerką w restauracyi. To nam tłumaczy na co mu były potrzebne pieniądze, choćby poplamione krwią. To najlepiej objaśnia potworny grunt charakteru oskarżonego... Nie ma dlań miejsca pod jasnem niebem tych sfer, niech idzie dźwigać cały ciężar swej hańby pod szare niebo Syberyi!...
Były to wspaniałe słowa, wypowiedziane z wielkim zapałem i głębokiem przekonaniem.
Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/35
Ta strona została uwierzytelniona.