Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/355

Ta strona została uwierzytelniona.

Przeciwnie, oblicze groźnego sędziego wypogadzało się. To, co mu mówiła przełożona, szczegóły, których się dowiadywał, bynajmniej nie zdawały się stawać na przeszkodzie rozstrzygnięciu kwestij tak, jak postanowił przed chwilą.
Opowieść była bardzo prosta.
Na jednym z dwóch skromnych wieczorków, wydanych przez pannę Śniadowicz dla starszych uczennic w ostatnim karnawale, znajdował się wprowadzony przez brata jednej z wychowanic, młody, bardzo przyzwoity człowiek. Nazwisko Aleksander Jastrzębski. Po wieczorku złożył pannie Śniadowicz ceremonialną wizytę; potem widziała go parę razy w teatrze, na ulicy. Kłaniał się bardzo uprzejmie. Oto cały stosunek znajomości. — Hela widziała młodego człowieka sześć razy w życiu, raz z nim rozmawiała, ze trzy razy tańczyła. Oto i wszystko. Zkąd się wzięło jej to uczucie, to nie można dłużej wątpić, było to uczucie gwałtowne, egzaltowane? Sama nie wie, dość, ze dzieciak marzy o nim, jest jak gdyby w gorączce, nie może sobie znaleźć miejsca. Już od pewnego czasu, widoczną była zmiana w jej usposobieniu, nierówność w charakterze, ale przypisywano to czemu innemu... Teraz dopiero ukazała się fatalna prawda...
Przełożona pensij zamilkła.
Spoglądała teraz z niepokojem na byłego komornika. Pan Onufry przez chwilę milczał, wreszcie rzekł:
— Czy nie posiada pani, jakich bliższych wiadomości o tym panu?
— Niektóre... Pytałam uczennicę, przez brata któ-