— Co pan chcesz?... każdy musi żyć... No, to ja dałem mu pieniądzów.
— Ale przyznaj się pan, tylko — pięćset rubli zamiast tysiąca... — zauważył ze złośliwym uśmiechem pan Onufry.
— Kto panu powiedział?... Właśnie że sześćset, sześćset i dwadzieścia nowiutkiemi papierkami... Auf majne munes!
— Dobrze już, dobrze... I ma się rozumieć pan Jastrzębski prosił, żebyś pan nikomu tych weksli nie pokazywał?
— Naturalnie.
— Jabym od pana kupił te weksle, jeśli pan jeszcze je masz... — rzekł nagle pan Onufry.
— Nie mam...
— Zapłaciłbym dobrze, kupiłbym jeszcze i wszystkie inne weksle Jastrzębskiego... Pan wiesz, że spadek po księdzu nie przedstawia nic wielkiego.
— Czy ja wiem?... Ma się rozumieć, wiem. Mój Boże, dla czego ja tych weksli już nie mam? — wołał żyd płaczliwie.
Tym razem w głosie jego przebijała szczerość.
— Posłuchaj pan, ten szelma, ten ganef on mnie oszukał... on mnie wyprowadził w pole. Un te weksle wykupił. Żeby nie to, to ja bym teraz miał wszystkie moje pieniądzów... A tak mnie może przepadnąć... dużo przepadnąć... Ja panu to wszystko opowiem, jak to buło.
— Słucham...
— Ma się rozumieć, ja nie chciałem chodzić z we-
Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/368
Ta strona została uwierzytelniona.