Wdepczę ich jak najgłębiej w błoto upodlenia, a potem?... Potem zobaczę. Gdy myślę o tem, niczem mi wszystkie mgły listopadowe...“
Na twarzach obecnych widać było silne wrażenie. „Fryga“ znów przerzucił parę kartek.
— A oto jeszcze w rok później... i — czytał:
„... 5 sierpnia. Gdyby kto mnie, znakomitemu psychiatrze i psychologowi, zadał pytanie: Czy jestem przy zupełnie zdrowych zmysłach? — odpowiedziałbym słowami Esquirosa: Ręcz, że ktoś jest obłąkany, nigdy nie zapewniaj, że ktoś nie jest waryatem. Zdanie niezmiernie racjonalne!... Jednem słowem, dziś zaaplikowałem sporą porcja prysznicu takiemu, który się odemnie różni tylko tem, że jest znacznie łagodniejszy... Cha, cha, cha!... Jak ten śmiech na papierze wygląda blado, a jak dziko dźwięczy w tej chwili pośród ścian mego pokoju. Oto parę dowodów mej niekonsekwencji: Po co ja piszę ten dziennik? Czy umyślnie dla tego, ażeby wpadł w czyjeś niepotrzebne ręce? Chyba... Po drogie — żyję nienawiścią dla tych dwojga szczeniąt od lat siedemnastu i nawet nie mam pewności, że one żyją. Przyrzekłem sobie, nie wiadomo po co, że przez osiemnaście lat nie będę nic robił, nie będę się nawet o nich dowiadywał. Przyrzeczenia dotrzymam... A jeśli to już pozdychało?... Nie! Nieprawda; to nie możebne. Nienawidzę ich tak strasznie, że wiedziałbym o tem... Śmierć ich odbiłaby się bezpośrednio w mojem sercu. Mnie i ich wiążą nici nienawiści, przez które doszłaby mnie wieść o tem... Żyją.“
„Fryga“ znów urwał.
Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/400
Ta strona została uwierzytelniona.