pół godziny. Trzyma się ostro... Przeklina mnie i nie chce powiedzieć, gdzie zostawiła dzieci i co się stało z pieniędzmi... Nie chce! To najlepiej dowodzi, że jest przytomną. Pytała się ze łzami w oczach, czy ja nie wiem co o jej szczeniętach. Odrzekłem: że pewno zdechły pod płotem. Zemdlała. Trzeba ją oszczędzać do chwili stanowczej... Kiedyż wreszcie nadejdzie ta chwila? Czekam niecierpliwie wiadomości z Warszawy...“
„Fryga” złożył zeszyt.
W pokoju panowało milczenie. Na twarzach obecnych można było czytać zdumienie i zgrozę.
— Straszne! — szepnął adwokat „Julek.“
— Gdyby mi o tem opowiadano bez dowodów, nie uwierzyłbym — mówił Stawiszcz.
„Fryga“ przez chwilę odpoczywał, wreszcie znów zaczął:
— Urywki z dziennika, przeczytane przezemnie, lepiej, niż wszystko, cokolwiekbym powiedział, odrysowały panom postać człowieka, którego nienawiść jest głó-