cy rubli... To go zdecydowało. Zbrodnia została spełniona, a pieniądze skradzione...
— Ależ dowody, dowody?!... — wołał niecierpliwie Stawinicz.
— Jeśli się zresztą nie mylę — zauważył doktór Zerman, — Jastrzębski był właśnie ciężko chory i leżał w łóżku w chwili spełnienia zbrodni... Opowiadał mi o tem sam, mówił nawet, że musiał złożyć w biurze świadectwo lekarskie.
„Fryga“ uśmiechnął się.
— Przechodzę właśnie do tego świadectwa... Jest to pierwszy dowód jego winy.
— A...
— Opiewa ono, że pan Jastrzębski zachorował 8-go kwietnia, a miał chorować kilka tygodni. Tymczasem widziano go 12-go w Wrocławiu, zmieniającego listy zastawne, a 14-go w Łodzi... Zapłacił tam w kantorze Halbsingera i Sp. dwa weksle po 750 rs. każdy, wystawione przez niego samego, żyrowane przez kasjera Żulskiego... Jest na to dowód w księgach kantoru, są wreszcie dwaj świadkowie, którzy go tam widzieli... Przypominam, że zbrodnia spełniona została 10-go i że zabójca skradł za kilkanaście tysięcy listów zastawnych. Czy to nie dowodzi, że choroba była zmyślona i że zabójcą jest pan Jastrzębski?
Przez chwilę panowało milczenie. Wreszcie adwokat odezwał się:
— Niema co mówić... dowód.
— A jeśli tego mało, mam jeszcze coś lepszego...
— Ten człowiek jest niewyczerpany — mruknął Stawinicz.
Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/419
Ta strona została uwierzytelniona.