Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.

za cały obiad kwaśne mleko z kartoflami, śmiał się tylko dobrodusznie i mówił.
— Więcej Bóg ma, niż rozdał!..
O przeszłości ks. Andrzeja mówiono różnie. Jemu samemu wyrywało się nieraz jakie słówko, które dowodziło, że ta przeszłość nie przeszła całkowicie w zakrystyi kościelnej. To pewna, że ks. Andrzej w chwili przybycia na parafję do Rogowa, będąc już starcem, liczył zaledwo kilkanaście lat kapłaństwa. Młodość jego musiała więc upłynąć nie w seminarjum. Opowiadano, iż ksiądz Suski nie lubił o tem wspominać. Zapytywany, odpowiadał z dobrodusznym uśmiechem:
— Ot... szalało się... a teraz się pokutuje...
Nie ulegało zresztą wątpliwości, że ks. Suski posiadał pewne osobiste środki materjalne, zapewne resztki majątku, którego kiedyś hucznie używał. Dobroczynność kapłana, nie mająca żadnych granic, dawnoby już wyczerpała jego kapitalik, gdyby nie to, że znajdował się on w zawiadywaniu jednego z przyjaciół księdza, prawnika starszej generacyi, zamieszkałego w Warszawie.
Niecnotę Stefka ksiądz kochał jak gdyby rodzone dziecko, czynił zadość jego kaprysom, pieścił i psuł. Bo też nie podobna było nie kochać tego dzieciaka, z twarzy malowanego aniołka, żywego, jak skra, który, na wakacye napełniał gwarem i hałasem całą, zazwyczaj spokojną i milczącą, plebanię... Dla Stefka, na jego potrzeby, do rozrywki zawsze ksiądz Andrzej znalazł gdzieś odłożone parę złotych. Niekiedy wyrywało mu się z ust słówko, wskazujące, że uważał za święty obowiązek zaspakajać potrzeby chłopca i nawet z pewnym zbytkiem...