Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/424

Ta strona została uwierzytelniona.

— W ten sposób, jak przewidywałem, wszystkie nici zbiegły się w ręku Leszcza. On posiadał również wszystkie dokumenta. Odtąd zadanie stawało się niezmiernie prostem. Należało mu zabrać owe papiery. Mogłem wprawdzie pójść wprost do naczelnika z ratusza, który zawsze ma dla mnie pewne względy, i zawiadomić, że w worku podróżnym pana Onufrego Leszcza znajduje się list zastawny, pochodzący z kradzieży u zabitego księdza Suskiego... Wołałem jednak nie mieszać policji do naszych spraw. Dla czego?... zaraz wyjaśnię...
— A więc jak pan sobie postąpiłeś? — pytał ciekawie adwokat.
— W sposób dość prosty. Pojechałem za panem Onufrym do Turonia. Mówiąc nawiasem, razem ze mną pojechał ajent policyjny, który w tej chwili przytrzymał już zapewne przy pomocy władz pruskich zabójcę z Nowej Pragi, Robaka... Pojechałem tedy do Torunia i w powrotnej drodze zabrałem worek i papiery Leszczowi...
— Zabrałeś pan! — wykrzyknął z pewnem wahaniem w głosie Stawinicz.
— Zabrałem. Było to tak: Siedzieliśmy dziś raniutko w sali drugiej klasy w Aleksandrowie. Poczęstowałem Leszcza cygarem; Leszcz zasnął, a ja najspokojniej wziąłem jego worek, tak jak gdyby takowy stanowił moją własność. Wsiadłem do wagonu i przyjechałem do Warszawy kurjerem o trzeciej... Leszcz śpi zapewne do tej chwili, ponieważ, przyznam się pa-