Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

dłoni brzeg prześcieradła, napoły spadającego z łóżka... Nie mogło być żadnej wątpliwości. Kapłan był nieżywy. Świadczył o tem blado-żółty kolor jego cery, sztywność członków, a najbardziej straszna rana, widoczna na jego szyi... Ksiądz Andrzej padł ofiarą zabójcy!
Gardło jego, przechylone w tył, przecięte było szerokim czarnym otworem, na którym zapiekła się krew... Krew plamiła sutannę księdza w paru miejscach rozdartą i tworzyła na podłodze kałużę. Nieopodal, leżało porzucone narzędzie strasznej zbrodni — brzytwa...
Okropnie było patrzeć na ten obraz.
To też Barbara nie wytrzymała. Znów ryknęła płaczem i, nie mogąc utrzymać całego ciężaru swego potężnego ciała, upadła na kolana. Podłoga jękła pod tym ciężarem.
— Chryste Panie! — wołała — Chryste Panie!.. Zamordowany...
Stefek patrzył i patrzył. W oczach mu się mieniło. Nie rozumiał, co się z nim dzieje. Zbladł jak płótno. Wyczerpany bezsennością, poczuł, że nogi mu się chwieją... Oparł się o drzwi, a po chwili, upadł na ziemię.
Zemdlał.