Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ IV.
Pan Onufry Leszczyc.

Omdlenie Stefka było krótkotrwałe.
Bądź co bądź, organizm jego był młody i silny, a pomimo całej wrażliwości, chłopiec posiadał pewną energję. Gdy przyszedł do siebie, przed drzwiami sypialni zamordowanego znajdowało się więcej osób. Na krzyki Barbary przybył parobek, pastuch, który się znalazł niedaleko, a wkrótce przywędrował i dziad kościelny na drewnianej nodze...
Organisty lada chwila oczekiwano, a po księdza wikarego pobiegła już organiścina.
Trudno powtarzać wszystkie wykrzykniki i malować wrażenia, jakie na każdego z tych ludzi robiła ta straszna, nieoczekiwana katastrofa. Było ono tem potężniejsze, że zdawało się wszystkim niepodobieństwem, ażeby święty starzec, jakim był ksiądz Andrzej, mógł paść ofiarą tak szkaradnej zbrodni. Zresztą od najdawniejszych lat nie słyszano w okolicy o krwawych wypadkach. Wszędzie panował spokój, o rozbojach i zbójcach nawet gadki nie chodziły... Kto mógł być sprawcą zbrodni?
Takie pytania stawiał sobie każdy.
Ksiądz wikary, który wkrótce przybył, zarządził, po przejściu pierwszego wrażenia, ażeby zawiadomiono wójta i naczelnika powiatu. Jednocześnie przywołał Stefka, który ciągle stał pomiędzy zebranymi, przytłoczony ciężarem wrażenia.