sam poszedłby z torbami. Taka już ulica, Hrabiowie na niej nie mieszkają...
Sędzia, nieco zawiedziony, przerwał utyskiwania pana Onufrego, które widocznie mogłyby się przedłużyć do nieskończoności.
— Więc pan nie pożyczałeś mu 250 rubli?
— Co też pan sędzia mówi!.. Na czem miałbym go patrzeć?.. A oto...
Pan Onufry szukał czegoś po kieszeniach.
— Najlepszy dowód.. Oto powiestka do sądu pokoju na sprawę z tą... tą bawarką. Pozwałem ją o 15 rubli za komorne i eksmisję... No!... gdybym miał temu smarkaczowi pożyczać pieniędzy, toćbym przecie jego kochanicy do sądu nie skarżył!...
Dowód był stanowczy. Jeśli śledztwo przybierało taki obrót, tem lepiej dla pana Onufrego, ale tem gorzej dla Stefka.
Na drugie zapytanie sędziego, pan Onufry odpowiedział równie stanowczem zaprzeczeniem. Nie!... nie widział Stefka rano o szóstej w dzień, następujący po spełnieniu zbrodni. Spotkał go raz wprawdzie o podobnej porze, ale było to — przed trzema tygodniami.
— Ten kawaler mógł zresztą wiedzieć, że codzień rano bywam na prymaryi.. — dodawał z dobrodusznym uśmiechem pan Onufry.
Po tych zeznaniach, dalsze zaprzeczenia młodego chłopca traciły wszelkie znaczenie. Sędzia sam wyrzucał sobie, że się mógł dać uwieść pozornej otwartości oskarżonego. Stefan, po przeczytaniu mu zeznań pana
Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.