się wyczerpać, jego inteligencja nie wyczerpała się bynajmniej...
Pan Onufry zawiesił głos.
— A oto dowód... Pewnego pięknego poranku... a może i wieczora... pan hrabia Lolo Półtoracki... tak niegdyś poszukiwany w Warszawie, najpierw przez piękne damy, a potem przez policję... ukazał się... ale zmieniony do gruntu... Dawniej miał wąsy i brodę, dziś ma twarz wygoloną; dawniej był to elegancki młodzieniec, dziś jest to stary, zatabaczony pijak...
— O!..
— Co chcesz?.. Fakta są faktami. Dawniej nosił historyczne nazwisko Półtorackich, obecnie przybrał skromny pseudonim... pseudonim...
Pan Onufry wachał się przez chwilę.
— Robaka... — podpowiedział mu głos z za szafy.
— Niech będzie Robaka... jeśli chcesz! — ciągnął pan Onufry. Otóż ten hrabia Lolo, inaczej Robak, zgłosił się w Warszawie do jednego ze swych znajomych, z którym poprzednio miał stosunki... i któremu mógł ufać, jednem słowem, do mnie...
Jegomość z za szafy przerwał:
— Tak... do ciebie! Ale, ponieważ już opowiadamy historję, dodajmy jeszcze jedno.
— Co?
— Że ten hrabia Lolo znał się z tobą dobrze... i że przed dwudziestu laty dał ci zarobić jako komornikowi, tysiąc rubli za potajemne zdjęcie i następnie przyłożenie nowych pieczęci do zajętego biurka, w którem znajdowało się za kilkanaście tysięcy rubli brylantów...
Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.