Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

Głos Robaka brzmiał tryumfująco.
— I cóż ztąd? pytał pewny siebie pan Onufry. Ten fakt nie był przedmiotem żadnego dochodzenia sądowego...
— Ja też przypominam ten fakt tak sobie....
— Otóż — ciągnął dalej pan Onufry — nasz pan Robak zgłosił się do mnie i zaproponował mi interes...
— Dobry interes! — dorzucił głos z za szafy.
— Interes następujący... Podczas licznych swych podróży, imć pan Robak poznał w Paryżu czy w Londynie, bo już dobrze nie wiem, jakiegoś oryginała, pół doktora pół warjata, w każdym razie milijonera, którego nazywa mianem „Sępa“... Czy tak?
— Tak.
— I ten doktór, dostrzegłszy inteligencję Robaka, inaczej Lola Półtorackiego, zaproponował mu udanie się do kraju dla uskutecznienia niektórych poszukiwań... Szło o odnalezienie dwojga młodych ludzi, chłopca i dziewczęcia, o powzięcie o nich dokładnej wiadomości, wreszcie, o przeprowadzenie jakichś tajemniczych względem nich zamiarów... Prawda, że z tych zamiarów ów jegomość nie zwierzał ci się?
— Nie...
— Postaramy się je odgadnąć w następstwie... Tymczasem, idźmy naprzód. Hrabia Lolo był tyle inteligentnym — dziwna rzecz jak jego obecne żądanie nie odpowiada jego zwykłej inteligencji! — że najprzód zmienił imię i przybył do Warszawy, jako Robak, za dobrym szwajcarskim paszportem... Po drugie, wprost zgłosił się do swego dobrego znajomego.