— A więc to nauka moralna?...
Głos z za szafy brzmiał szyderczo.
— Bynajmniej... Lecz pijany i chory, byłeś nam bezużyteczny, a nawet szkodliwy... W ten sposób dalsze stosunki z konieczności zawiązać się musiały bez twego udziału... I tylko dzięki mojej dobroci dałem ci przyjąć udział w kombinacji... Za co zarobiłeś już setkę rubli... i to z górą... Nieprawda?
— Tak, ale ty zarobiłeś sześć tysięcy...
— Pracowałem.
— Ja jednak chcę, muszę dostać jeszcze setkę...
— I w tem jest twój trzeci błąd... Chcesz!... bardzo dobrze. Ale musisz?... Oto właśnie głupstwo. Jeśli sądzisz, że mnie do tego zmusisz groźbą, mylisz się i bardzo... Co możesz zrobić? Zadenuncjować mnie?... Spróbuj. Nikt ci nie uwierzy... Jestem w porządku. Pieniądze przyszły z Paryża nie na moje imię. Nigdy żadnych stosunków z moim „Sępem“ nie miałem... Nad tobą, nędzarzem, litowałem się i dawałem ci jałmużnę... Nie widziałem na oczy fałszywych świadków, których ty przekupywałeś!...
— A przeszłość?... a fałszywe pieczęci?... — odezwał się Robak głosem suchym, cedząc wyraz za wyrazem.
Pan Onufry wybuchnął śmiechem.
— Fałszywe pieczęci!... Dobry sobie ten Robaczek... Przecież już mówiłem, że to nie było przedmiotem dochodzenia sądowego. Wreszcie, w tym względzie dawno zapadło przedawnienie...
Przez chwilę panowało milczenie.
Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.