lewo i na prawo... I pomimo mego doświadczenia, mej energji i pracy, wiesz do czego doszedłem?...
— Rzecz prosta, że nie...
— Dotąd na miljon, którego mi potrzeba, mam ledwo około sześćdziesięciu tysięcy rubli...
— Sześćdziesiąt tysięcy!
Oko Robaka się zapaliło. Pytał dalej:
— Nie licząc kamienicy?
— Nie licząc...
— To nieźle.
— To bardzo źle; potrzeba mi jeszcze do miljona dziewięćkroć sto czterdzieści kilka tysięcy rubli. Rozumiesz?
Robak obruszył się.
— Zwarjowałeś stary! — rzekł. — Tak mi się widzi, że ty nie rozumiesz dokładnie tego, co to są tysiące.
Teraz pan Onufry patrzył na Robaka zdziwiony.
— Trzeba ci wiedzieć — ciągnął ten ostatni — że ja wziąłem po ojcu coś z osiemdziesiąt tysięcy w gotówce i w ziemi... po ciotce dwanaście... z posagu żony straciłem piętnaście... pożyczyłem na jej majątek...
— Trochę nieprawnie?
— To rzecz mniejsza. Pożyczyłem... ze dwadzieścia... Razem... policz... sto trzydzieści... sto czterdzieści tysięcy... może trochę więcej, może trochę mniej. I żyłem za to... szalejąc! tak... szalejąc... piętnaście lat. Czy ty sobie wyobrażasz, co to jest miljon? Czy ci rzeczywiście potrzeba miljona? I na co?
— To rzecz moja.
Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.