Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

Czy nie mam racji?
Robak namyślał się przez chwilę.
— Może — odrzekł wreszcie...
— I dodajmy jeszcze jedno... Ten człowiek łamie i nie raz łamał przepisy prawa... W ogóle to, co dotąd robiliśmy, on i my, jest po za obrębem prawa. To stanowi właśnie naszą siłę. Nie potrzebujemy się obawiać, ażeby w naszą grę został wmięszany sąd i prokurator... Jeśli będziemy mieli rachunki, załatwiemy je sami... Milijony tego człowieka — bo ja ci powiadam, on albo ma miljony albo przynajmniej do nich dąży — przejdą do nas... Jeśli już ma, weźmimy je wprost. Jeżeli jego tajemnicza gra dąży do zdobycia miljonów, poczekamy i nawet pomożemy mu dojść do celu, a potem odbierzemy łup...
Leszcz znów zatrzymał się. Spoglądał w twarz drugiemu i oczekiwał od niego odpowiedzi, sądu. Robak widocznie węszył coś w umyśle. Odrzucił w tył głowę i przymknął oczy.
— To nie wszystko... Sprawa „Sępa“ ma jeszcze drugą stronę — ciągnął były komornik. — I ta strona jest nie mniej interesującą. Wprawdzie malec, którego skazano, jest niewinny, ale zbrodnia została bądź co bądź popełnioną. Skradziono kikanaście tysięcy rubli...
Kto je skradł?
Kto popełnił zbrodnię?
Oto pytania, na które sprawiedliwość ludzka odpowiedziała sobie dostatecznie, skazując Stefana Polnera. Dla nas te pytania są dotąd nierozstrzygnięte. Zapytuję się ciebie, mój stary: czy dla nas, którzy potrafiliśmy