Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

tak zręcznie zmięszać karty sprawiedliwości, nie byłoby wprost dziecięcą igraszką odnaleść prawdziwego zabójcę?.. Czy nie możemy mu kazać opłacić za jego bezkarność?..
— Racja — mruknął między zębami Robak.
— I to jeszcze nie wszystko — ciągnął pan Onufry. — Ksiądz Suski, ofiara zbrodni, był także dość oryginalną osobistością... W jego egzystencji istniały niedomówienia. Znasz już moją teorję co do ludzi, którzy mają coś tajemniczego w życiu. Powiem ci jeszcze, że nie spuszczając z oka od lat dziesięciu celu, do którego dążę, szukam wszędzie tajemnic, zagadek, czegoś, coby mi posłużyło za materjał.. Ten ksiądz intrygował mnie nieraz; dowiadywałem się o nim. I wiesz, mam poszlaki, że po nim powinny zostać wielkie pieniądze... Tych pieniędzy niema... znikły! Czy się to wszystko ze sobą nie splata? Czy ten cały szereg tajemniczych okoliczności nie stanowi niejako całości?.. Sądzę, że tak... To zresztą kwestya dalszego zbadania, kwestya przyszłości...
W tej chwili Robak się podniósł.
— Dość mój stary, już rozumiem... Pozwól tylko postawić ci dwa pytania. Cel istnieje. Czy obmyśliłeś środki?..
— O tyle, o ile... Myślałem o tem wiele, mam na widoku to i owo, ale dotąd nie zdecydowałem nic.
— Dobrze. A teraz drugie pytanie: Do czego ja ci mogę być w tem wszystkiem potrzebny? I co na tem zarobię?
— To, co i ja... będziesz moim wspólnikiem, jeśli się tak złożą wypadki, dobrze płatnem narzędziem, jeśli