Niekiedy fala ludzka, nie znajdując dość miejsca na chodniku, wylewa się na środek ulicy.
A same domy... Nie spostrzeżesz na nich ani jednego łokcia wolnego muru: wszędzie szyldy. Na parterze sklepy, na piętrach składy — i tak dalej, aż do poddasza. W podwórzu również sklepy, I zajrzeć tylko do której z tych ciemnych nor: znajdzież tam towaru nieraz na setki tysięcy rubli.
Domy mają specjalny charakter i fizjognomję. Brudne i obdarte, ale pakowne. Kilka podwórz cały labirynt oficyn, jakieś pochylone domki, rodzaj stajenek — to wszystko mieści kilka tysięcy nieraz osób. Takie olbrzymie domy, małe miasteczka, mają odrębną ludność. Straganiarka, co przez pół wieku na trzeciem podwórku sprzedawała sąsiednim bachorom makagigi; oto bakałarz, co z chederu w drugiem podwórzu przez lat dziesięć na ulicę nie wyjrzał...
Czego zresztą nie znaleźć na Nalewkach? Są tu i fabryki i warsztaty, i składy, i kantory, i hotele i restauracje. Jest tu i ludność przyjezdna, specjalna o długich kędzierzawych brodach, twarzach wschodnich, zapachu cebuli i długich chałatach, przedsiębiorcza, robiąca obroty na tysiące, przybyła z Odesy, Tyflisu, nieraz z Ispahanu, ale zawsze z Nalewkami tysiącem węzłów związana, mówiąca ich językiem i interesy ich rozumiejąca.
To strona zewnętrzna Nalewek, strona na pokaz.
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.