Jesteśmy w zacisznym, urządzonym z komfortem gabinecie. Pomimo ciepłej pory, na kominku pali się ogień. Na miękkim, wygodnym szezlongu leży schorowany starzec z siwą brodą, okryty futrzaną kołdrą. To stary Ejteles.
Przy szezlongu siedzi znany już nam doktór Zerman i bada puls chorego. Po chwili odzywa się.
— Dlaczego pan nie chcesz leżeć w łóżku? Jesteś pan osłabiony, to panu może zaszkodzić.
— Tak mi lepiej.
— Tak się to mówi, szanowny panie, a tymczasem nieposłuszeństwo lekarzowi wywołuje nowe powikłania.
Starzec tylko westchnął.
— Prosiłem pana naprzykład, ażebyś się starał nie myśleć o kłopotach, które pana ostatnio dotknęły, ponieważ to szkodzi kuracji. Tymczasem widzę, iż pan myślisz tylko o tem. W tej chwili z oczu pańskich to spostrzegam. To bardzo źle!
— Cóż na to poradzić! — westchnął starzec.
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.
XI
STARY EJTELES