truje... A może są inne przyczyny mojej śmierci. Ci wspólnicy, ci wspólnicy — ciągnął już jakby sam do siebie stary Ejteles — ach, ten Lurje!...
Panna Fela coraz bardziej była zdziwiona i wpatrywała się niespokojnie w ojca.
— Ależ niech się tatko uspokoi — przerwała — przecież strata trzystu tysięcy rubli przy stanie naszego majątku nie mogła nas podkopać.
— To głupstwo... Tu idzie zupełnie o co innego.
— O cóż?
Stary naraz zatrzymał się.
— Dowiesz się o tem niedługo — rzekł po chwili — tymczasem mówię ci to dlatego, żebyś zrozumiała, iż to wszystko są rzeczy poważne i że ty zostaniesz po mojej śmierci opiekunką Stasia i wogóle moją następczynią. Nie wyszłaś dotąd zamąż i zapewne, o ile znam ciebie, nie wyjdziesz, nie będziesz więc miała własnych dzieci...
Starzec westchnął.
— Opiekuj się więc — ciągnął dalej — Stasiem, bo to jest dziecko, które bardzo potrzebuje opieki... A przytem nie pozwól łotrom, którzy czychają na ostatnie szczątki mojego majątku, zapracowanego w pocie czoła, wyrwać sobie i Stasiowi ostatnich okruszyn.
Silny kaszel pochwycił starca. Przez długą chwilę nie mógł się uspokoić.
— Ależ co robić, jak postępować? — zapytała
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.