wreszcie Fela. — Doprawdy tak mało to wszystko rozumiem.
— Zrozumiesz później. Tymczasem bądź łaskawa podawać mi kolejno papiery, leżące na stole.
Fela wykonała polecenie ojca. Stary bankier powoli przeglądał je; niektóre czytał i następnie odkładał na dwie różne kupki. Jedna z nich urosła w duży stos, podczas gdy w drugiej znajdowało się zaledwo kilka papierów. Na stole leżały jeszcze dwa pakieciki, z których jeden zawierał w sobie jakąś szkatułkę lub pudełeczko, a nadto dwa zwitki papieru.
Ejteles wskazał Feli większą kupkę papieru.
— Weź to — rzekł i wrzuć w ogień.
Panna Fela wahała się chwilę.
— Ależ będzie z tego dym, może tatce zaszkodzić — zrobiła uwagę.
— Zrób, o co cię proszę.
— Za chwilę płomienie na kominku, podsycone świeżym, łatwopalnym materjałem, żywiej wybuchnęły w górę. Starzec z półuśmiechem spoglądał na migocące iskry.
— A teraz resztę, oprócz tego oto papieru, bądź łaskawa zabrać do siebie i schować dobrze. Ta gruba paczka to są pieniądze. Bardzo być może, iż po mojej śmierci to tylko wam zostanie, może cały pozostały majątek stanie się łupem kruków...
Tak, tak, moje dziecko — mówił po chwili. — Tamte papiery, które otworzysz i odczytasz dopiero po mojej śmierci, wyjaśnią ci wiele, bardzo wiele
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.