różnych rzeczy, których anibyś się nigdy domyśliła. Bardzo być może, iż znajdą się tacy, którzy będą chcieli zabrać i tę resztkę. Dlatego też powinnaś pilnować tego depozytu, jak oka w głowie; wolałbym, ażeby nie był on zachowany tutaj w domu. Zresztą zostawiam to twojej roztropności. Żeby ci tylko tych pieniędzy nie wydarto!
Fela pochyliła głowę na znak przyrzeczenia. Była tak wzruszona, że kompletnie nie mogła mówić. Stary bankier znów zrobił przerwę.
— Tamten papier jest to mój urzędowy testament. Powtarzam: „urzędowy“, ponieważ to, co ty masz w ręku, wyraża daleko lepiej ostateczną moją wolę i mówi o różnych rzeczach, których tamten nie może dotykać. Ten „urzędowy“ testament trzeba złożyć u rejenta. Dziś jeszcze napiszesz do mojego rejenta, p. Z..., ażeby jak najprędzej załatwił wszelkie potrzebne formalności.
— Jeszcze została jedna paczka — zwróciła uwagę Fela, wskazując gestem pakiecik, mający formę szkatułki.
— Podaj mi ją — rzekł bankier.
Przycisnął paczkę do ust i następnie oddał ją z powrotem córce.
— To jest depozyt, który tobie powierzam — odezwał się wreszcie. — W papierach, które ci oddałem, znajdziesz adres, pod którym ją odeślesz. Przyrzeknij mi, że nie będziesz się starała zajrzeć wewnątrz, zobaczyć, co tam jest.
— Przyrzekam.
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/126
Ta strona została uwierzytelniona.