go biednego młodego człowieka, którego oskarżają o tę zbrodnię? — zapytała po chwili.
— Widzisz, w tej chwili wiedzieć nie można. Jesteśmy dopiero na samym początku nitki przewodniej, a przedewszystkiem nie mamy nawet całej kartki. Zresztą trzeba skombinować.
— „Fryga“ zamyślił się przez chwilę.
— Zresztą jest tu wiele niewyjaśnionego. Dlaczego Halberson zabił się? A może został zabity, nie wykonawszy „rozkazu“ i to właśnie stanowiło urzeczywistnienie groźby? W każdym razie dla Strzeleckiego stąd wynika zawsze jedna pomyślna szansa. Widziałem jego charakter pisma i stanowczo twierdzę, że „to“ nie jest przez niego pisane. Nadto, przy jego sposobie życia i przeszłości, niemożebne jest, ażeby posiadał jakąś specjalną, tajemniczą władzę nad Halbersonem...
„Fryga“ milczał parę minut.
— A wreszcie najważniejsze. Kartka nie może pochodzić od niego. Pismo zawsze jest niebezpieczne. Strzelecki widział się tegoż dnia z Halbersonem, mógł się z nim widzieć dziesięć razy dziennie, pocóżby pisał?... Nie, ten młody człowiek jest stanowczo niewinny.
Karolcia położyła „Frydze“ rękę na ramieniu.
— Więc go uratuj! — rzekła.
— Uratuję — odrzekł, podnosząc ruchliwą główkę, „Fryga“. — A wiesz dlaczego? Dlatego, że ma oczy podobne do twoich...
Gorący uścisk zakończył rozmowę.