rzeni. Robota ustała, pióra leżały obok książek. Szeptano do siebie, pytając, co mogło być powodem spóźnienia się kasjera.
Bo też fakt ten nie był wcale tak powszedni, jakby się mogło zdawać na pierwszy rzut oka. Kasjer, pan Mojżesz Halberson, starzec dobrze już pochylony przez lata, lecz wcale krzepki, odznaczał się wyjątkową punktualnością. Od czasu zorganizowania kantoru, to jest od dwóch lat, niósł on klucze kasy i nigdy nie opuścił ani jednego dnia biurowego. Najpierwszy ze wszystkich przychodził do biura i ostatni wychodził. Na półtorej godziny przed otwarciem kasy siedział już nad swemi książkami; nie chorował nigdy.
Był to w swoim rodzaju oryginał. Owdowiawszy w bardzo młodych latach, po pierwszej żonie, którą miał wielce miłować, wbrew zwyczajowi u Żydów przyjętemu, nie ożenił powtórnie, pomimo nawet, że z tego małżeństwa nie miał dzieci... Odtąd mieszkał samotnie, żył skromnie i nie komunikował się prawie z nikim. Wiedziano zresztą, że ma spore fundusze, bo ze starym Ejtelesem robił nieraz do spółki interesy. Jak tylko Ejteles przed dwoma laty otworzył interes bankierski na wielką skalę, Halberson, uproszony przez przyjaciela, wstąpił do firmy, w charakterze kasjera. Wspólnicy mieli doń bezwzględne zaufanie i on też głównie, choć na stanowisku względnie drugorzędnem, kierował obrotami bankierskiemi firmy.
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.