mu już nie sto pięćdziesiąt rubli, umyślnie tak przez niego wygórowaną cyfrę, ażeby interes nie przyszedł do skutku, ale nawet — dwieście rubli...
— To nie może być bez związku ze sprawą Ejtelesa — powtarzał sobie „Fryga“. — Mój węch mnie nie myli. W każdym razie, jeśli oni chcą coś ukryć, to „coś“ musi być warte odkrycia. Tak wskazuje prosta logika. Jesteśmy na tropie. Trzeba jednak przedewszystkiem nie wzbudzać ich nieufności i wziąć od Fajnhanda pieniądze. Ten weksel, którego żąda ode mnie lichwiarz, może mieć dla niego tylko jeden skutek. Nie myśli on wcale o odebraniu pieniędzy, bo przecież zna moją słabą odpowiedzialność. Wekslem chcą mnie trzymać w szachu. Gdyby dostrzegli jakiekolwiek działania z mojej strony na ich niekorzyść, postaraliby się mnie usunąć z drogi. Weksel znalazłby się w ręku mojej zwierzchności z odpowiednim komentarzem, a nazajutrz byłbym już dla nich nieszkodliwy — bo wyrzuconoby mnie ze służby.
„Fryga“ wypił jednym haustem stojący przed nim kieliszek miętówki. Uśmiechnął się drwiąco.
— Tylko, że to ze mną sprawa. Trzeba będzie pójść do naczelnika i opowiedzieć mu tę historję, nie wtajemniczając go zresztą zbytnio w szczegóły.
Stanowczo tego dnia „Fryga“ był niezmordowany. Kiedy po dłuższej konferencji wyszedł z gabinetu zwierzchnika i załatwił parę jego zleceń na mieście, rozpoczął niebawem nową wędrówkę na
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.