Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

własną rękę. Zmienił przedtem kostjum tak, że teraz w kapeluszu na głowie i przyzwoitem ubraniu wyglądał niemal na eleganta.
Odwiedzał składy papieru. Przebiegł Długą, Elektoralną, był na Śto-Jerskiej i na kilku innych ulicach, dotąd bez rezultatu. Znajdujemy go w tej chwili w jednym ze składów na Nalewkach.
— Proszę pana — pyta „Fryga“ subjekta, jakiegoś młodego Żydka z czarną bródką — czy tu u pana nie mógłbym znaleźć papieru w rodzaju tego?
Wyjmuje z pugilaresu skrawek papieru i pokazuje subjektowi.
— Ten rodzaj papieru — mówi dalej — bardzo mi się podoba. Chciałbym obstalować większą ilość papieru listowego w podobnym gatunku. Posiadam sklep materjałów piśmiennych. Byłem już w paru składach i nigdzie nie mogę znaleźć nic, odpowiadającego memu żądaniu.
Subjekt przez dłuższą chwilę przypatrywał się szmatowi papieru.
— Panu idzie o takie gwiazdki? — zapytał.
— Tak.
— Nie możemy panu służyć. Papieru takiego dotąd niema wcale w handlu.
— Skądże się mógł wziąć ten skrawek?
— To rzecz zapewne przypadkowa.
„Fryga“ poruszył głową z ruchem powątpiewania.
— I nawet panu powiem, że u nas, w tanspor-