Człowiek zbliżył się krokami lisiemi do biurka pana Landsbergera i zaczął wykładać złote pierścionki, kolczyki, broszki z brylantami, dwa lichtarze, parę łyżeczek srebrnych.
Pan Lansberger spojrzał na leżący nieopodal niego na biurku rewolwer, a następnie zaczął szczegółowo oglądać położone przed nim przedmioty. Trwało to kilka minut. Wreszcie odsunął na bok łyżeczki i parę kolczyków.
— Tego nie biorę. Za resztę dam sto dwadzieścia trzy marki.
Człowiek o podejrzanej fizjognomji podrapał się w głowę.
— Mało — rzekł po chwili. — Przecież to warte piętnaście razy tyle.
— To sprzedajcie komu innemu — odrzekł, uśmiechając się ironicznie, pan Joachim. — Wiecie, że u mnie powiedziana cena jest zawsze ostatnia. Nie chcecie, weźcie sobie i idźcie.
Człowiek znów się podrapał w głowę.
— Ha, cóż robić? Ale dlaczego wielmożny pan nie chce brać tamtego?
Pan Landsberger spojrzał na niego z uśmiechem, pełnym szyderstwa.
— No, miałem was za rozsądniejszego! — rzekł po chwilce. — Na łyżeczkach są cyfry, a na jednym z kolczyków... krew.
Człowiek zmieszał się. Poskoczył ku biurku, aż pan Landsberger położył rękę na rewolwerze; po-
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/178
Ta strona została uwierzytelniona.