z dalszych pokojów wyświeżony, wykrygowany, jak lalka, nawet upudrowany. W drzwiach, prowadzących z pierwszego pokoju do gabinetu, czatował już na niego kantorzysta.
— Co takiego? — zapytał trochę niecierpliwie zacny negocjant.
Kantorzysta zbliżył się niemal do ucha pryncypała.
— Proszę pana — zaczął półgłosem — jest tu jakiś człowiek... Chce asekurować towar, który ma podobno wysłać z Torunia do Warszawy przez „Czerwonego Janka“. Pytałem go się o rekomendację. Powołuje się na von Wildowa, naszego korespondenta w Alkonie.
— Więc cóż? — zapytał opryskliwie pan Landsberger.
— Otóż ten człowiek wydaje mi się podejrzany.
— Dlaczego?
— Niema nic na piśmie, żadnego znaku.
— To jeszcze głupstwo!
— I przytem Sperl mówi, że coś mu się przypomina, iż to indywiduum pracowało dla Weinmana.
— Dla Weinmana?
— A już mówiłem panu, że są złe wieści o „Czerwonym Janku“.
Pan Landsberger zamyślił się.
— Chciałbym go zobaczyć.
Kantorzysta otworzył trochę drzwi.
— Oto tam siedzi.
Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.